relacje z XVII sp?

09.02.09

W niedziel?, 8 lutego, na warszawskim Torwarze szcz??liwie zako?czyli?my XVII Szko?? pod ?aglami. Wszystkim uczestnikom dzi?kujemy za te wyj?tkowe trzy tygodnie wspólnej przygody!



Podniesienie bandery

Salut bander? i minuta ciszy w ho?dzie Jance Bielak

05.02.2009, Morze Liguryjskie



Zwiedzamy Bonifacio

01.02.09 Rzym i Bonifacio

Zacz??o si? normalnie. Jak ka?da wycieczka dla zwyk?ych ludzi. Wsiedli?my do poci?gu w Civitavecchia i udali?my si? do Rzymu. By?o do?? pó?no, ale nikt specjalnie nie zwraca? na to uwagi. Wszyscy nie mogli?my si? ju? doczeka?, w ko?cu Rzym to niesamowite miasto! Gdy dotarli?my na miejsce by?o ju? ciemno. Na stacj? przyszed? po nas Ojciec Karol i zaprosi? nas do klasztoru Karmelitów Bosych. Tak, to by?o miejsce , w którym mieli?my sp?dzi? noc. Przedtem jednak poszli?my na Plac ?wi?tego Piotra, który by? zdecydowanie niesamowity. W ?wietle lamp i ksi??yca wywar? na nas ogromne wra?enie. Wszyscy patrzyli?my na niego z zachwytem , mimo ?e na ?ywo wydawa? si? nam mniejszy ni? w rzeczywisto?ci. Oprócz Placu zobaczyli?my tak?e kilka innych ciekawych miejsc, m.in. Lo?? Maso?sk?. O wszystkich zabytkach opowiadali nam Miki i Ojciec Karol, przeplataj?c te informacje ró?nymi ciekawostkami.

Po d?ugiej drodze dotarli?my do klasztoru ?w. Pankracego. Dla ka?dego z nas sytuacja by? do?? nietypowa, gdy? chyba nikt z nas nie sp?dzi? wcze?niej nocy w klasztorze. Mimo wszystko u?o?yli?my materace w wielkiej sali i wybrali?my miejsca do spania. To nie by? jednak koniec atrakcji na ten dzie?. Okaza?o si?, ?e wybierzemy si? jeszcze do katakumb, które by?y zbiorowym grobowcem. Oko?o godziny 24:00 cztery grupy ochotników zesz?y po kolei do podziemi. By?o ciep?o, momentami duszno. Do dyspozycji mieli?my tylko dwie ?wieczki na grup?, ?adnych latarek czy komórek. Sami musieli?my wybra? odpowiedni? drog?. By?o do?? przera?aj?co, cho? wszyscy dzielnie szli?my przed siebie. Osoba, która sz?a jako pierwsza musia?a by? czujna, gdy? jak si? pó?niej okaza?o w katakumbach byli ukryci nasi ,,straszni’’ oficerowie, którzy z krzykiem wyskakiwali na nas zza mrocznych zakr?tów. Momentami zaczyna?am w?tpi? i zastanawia? si? co robimy w grupowym grobowcu, w którym bez problemu mo?na by?o dostrzec szcz?tki ludzkie. Odpowied? by?a jedna: wszyscy lubimy przygody i adrenalin?! A satysfakcja, jak? dawa?o nam straszenie kolejnej grupy by?a naprawd? ogromna! Po wyj?ciu wszyscy byli?my bardzo podekscytowani, zm?czenie nie gra?o na pocz?tku ?adnej roli, jednak kiedy zobaczyli?my ponownie nasze materace postanowili?my (odgórnie), ?e pójdziemy spa?. Podczas przygotowa? do snu by?o ca?kiem weso?o. Wszyscy za?oganci w jednej wielkiej sali. Na pocz?tku by?o s?ycha? ?miech i dobr? zabaw?, potem ju? tylko g??bokie oddechy i chrapanie.

Wstali?my oko?o 6:00! Pora zabójcza, szczególnie, ?e po?o?yli?my si? o 2:30, wi?c nikt si? nie wyspa?. Dzielnie jednak wyruszyli?my na podbój Rzymu. O mie?cie tym mo?na powiedzie? wiele. W?a?ciwie trudno jest je opisa?. Wra?enie ogromne. Wszyscy byli?my zachwyceni. Nawet te osoby, które by?y tam po raz drugi z ch?ci? ogl?da?y ró?ne zabytki i z uwag? s?ucha?y opowie?ci Kamyczka, która by?a-przewodnikiem. Postanowi?am stworzy? list? zabytków, które zwiedzili?my i krótko ka?dy z nich opisa?, cho? nigdy nie b?dzie to wystarczaj?ce odzwierciedlenie tego, co zobaczyli?my. W kolejno?ci chronologicznej:

1. Bazylika ?w. Piotra - ogromna, zdumiewaj?ca, zapieraj?ca dech w piersiach

2. Panteon - przed nim obelisk egipski sprzed 4000 lat, na obelisku krzy?, a wewn?trz ko?ció?

3. Fontanna Di Trevi - budowana 30 lat, doskonale dopracowana, idealne wykonana

4. Kapitol - mimo braku mo?liwo?ci siedzenia na schodach, ogromny pomnik robi wra?enie, podobno g?ówna posta? na pomniku ma w?sy d?ugo?ci oko?o 3 metrów, prosz? sobie wi?c wyobrazi? jak wielki musi on by?!

5. Forum Romanum - potrzeba du?o wyobra?ni, aby uzupe?ni? brakuj?ce elementy, ale robi piorunuj?ce wra?enie, powoduje, ?e ludzie czuj? si? tam jak mrówki

6. Koloseum - niesamowity geniusz ludzki!

Ka?dy musi chyba sam oceni? ?wietno?? tych zabytków. Trzeba zobaczy? to na w?asne oczy. Po wycieczce byli?my baaaardzo zm?czeni, w poci?gu chyba ka?dy spa?, niektórych nie mo?na by?o wr?cz dobudzi?. Mimo wszystko ludzie patrzyli si? na nas ze zrozumieniem. Podsumowuj?c -wra?enie niezapomniane.

Karolina Drabek, wachta IV

PS. Na koniec chcia?am jeszcze doda? w imieniu ca?ej wachty IV - pozdro dla Dodzika!

A tak na powa?nie to chcieliby?my bardzo gor?co podzi?kowa? Dominikowi(naszemu oficerowi, który niestety opu?ci? nas w Rzymie i uda? si? do Polski) - za wieczny humor, za niesamowite do?wiadczenie, którym si? z nami z ch?ci? dzieli?, za to, ?e mia? z nami ?wietny kontakt i oczywi?cie za nocne opowie?ci! DZI?KUJEMY!

wachta IV


Lekcja astronawigacji


Ko?o po?udnia dop?yn?li?my do Bonifacio na Korsyce, czyli do Francji. Ju? podczas wp?ywania do zatoki by?o wida? pi?kne widoki. Czysta woda i nagle wynurzaj?cy si? z wody l?d, do tego ?adnie wkomponowany zamek i mury obronne. Ca?o?? nadaje temu miejscu uroku. Po drugiej stronie tego wszystkiego jest kamienista pla?a z kolejnymi bardzo pi?knymi widokami. Jako ?e tego dnia by?o s?onecznie i ciep?o kilka osób zdecydowa?o si? na zamoczenie w morzu. Te okaza?o si? te? ciep?e, tylko ?e z dnem kamienistym, a by?o troch? za p?ytko ?eby p?ywa?. Po k?paniu wiele osób zwiedza?o jeszcze to urokliwe miasteczko.

Powoli si? ?ciemnia?o a w gronie oficerskim i pedagogicznym wida? by?o pewne napi?cie i bieganin?, któr? próbowali ukry?. Jeszcze nic nie wiedzieli?my o tym co nas czeka. A mia?o si? dzia? si? du?o. Przed pó?noc? zostali?my zaproszeni na film do klasy. W trakcie niegozacz?to nas wyprowadza? nas co jaki? czas w grupkach. Dano ka?demu po jednym baloniku który trzeba by?o przyczepi? do kurtki. By?o to „?ycie”. Nast?pnie kazano nam i?? ciemnymi schodkami od zamku. Szli?my schodami w ciemno?ci i nagle spad? na nas cz?owiek! Okaza?o si? ?e to kuk?a. Jako ?e by?o ciemno i kilka osób wesz?o w klimat horroru, by?o troch? pisku. Za schodami czeka?a na nas wied?ma z wielkim garnkiem czego?, co konsystencj? przypomina?o krew. Zadanie polega?o na wydobyciu zakl?cia. Jednak nie by?o to proste - je?li wyci?gn??o si? jakie? jedzenie trzeba by?o je zje??. Mo?na by?o trafi? na przyk?ad na kawa?ek cebuli, lub sera. Nast?pnie, ju? bez niespodzianek, przeszli?my dalej schodami w gór?. Na kolejnym punkcie siedzia? kapitan, który odgrywa? posta? boga wiatrów Eola. Grali?my z nim w ko?ci, ale na zasadach na jakich sobie wymy?li? kapitan (chocia? wydawa?o si? ?e tak troch? bez zasad si? gra?o). W ko?cu uda?o si? od Eola wynegocjowa? worek wiatrów. Kolejnym punktem by? pijak, któremu wrzucili?my co? do puszki. Wtedy dawa? „wino” dla cyklopa, i mówi? gdzie dalej nale?y i??. Kolejny odcinek trasy prowadzi? za miasto a? do dwóch ma?ych wie?yczek. W jednej z nich by? cyklop, któremu trzeba by?o da? wcze?niej uzyskan? butelk? i poczeka? a? u?nie. Kiedy spa? zabrali?my mu map?. Nast?pnie przeszli?my przez cmentarz na stare ruiny nad brzegiem morza. Tam czeka?a na nas Cyganka która wró?y?a z r?ki. Potem doszli?my do ruin fortu gdzie czeka? król i inne grupy. Po po??czeniu wszystkich kawa?ków mapy mo?na by?o wyczyta? gdzie by?a ukryta ambrozja, któr? okaza?y si? trzy du?e s?oiki Nutelli (czyli po jednym s?oiku na grup?) i ?y?eczki.

Po powrocie na jacht czyli ko?o pierwszej albo drugiej w nocy, po ?ci?gni?ciu wszystkich naszych rzeczy z trasy, dyskutowali?my na temat gry. W nocy wyp?yn?li?my w ostatni przelot podczas rejsu. Szkoda by?o opuszcza? nam to wspania?e miasteczko, ale czas nas goni?.

Wojtek Niedzielski, wachta I


Urokliwy port w Bonifacio

Historia ta zdarzy?a si? czas jaki? temu, w miejscu gdzie by? mo?e sam Odys bawi? w trakcie swej tu?aczki. Grupa w?drowców i poszukiwaczy przygód otrzyma?a tajemn? wiadomo??. Wyspa na której si? znale?li jest miejscem, które skrywa ambrozj?, napój bogów. Niewiele my?l?c zdecydowali si? pój?? na poszukiwania. Wiedzieli, ?e musz? chroni? pilnie swego ?ycia. Zdawali sobie spraw?, ?e cho? ambrozja b?dzie mog?a wskrzesi? poleg?ych, to kto? musi dotrze? do ko?ca, znale?? ukryty skarb. Tak oto rozpocz?li wieloletni? tu?aczk?, usian? niebezpiecze?stwami i przeciwno?ciami losu...

Po kilku dniach mozolnej w?drówki trafili na ruiny starego zamczyska. Ruiny te, splamione krwi? przodków tego miejsca budzi?y groz?, paniczny niemal strach. Mimo to podró?nicy weszli do ?rodka. Matijas prowadzi? pochód a u jego boku sz?a pi?kna Karolyn. Oboje, zaprawieni w boju, z wieloletnim do?wiadczeniem i karbem miliona przygód na karku. Matijas znany by? po?ród swych towarzyszy z nieprzeci?tnego intelektu, luba jego natomiast umia?a zapanowa? nad jego lud?mi i prowadzi? ich za wodzem. Nie bez powodu nadano jej przydomek „Mamusia”. Weszli zatem mi?dzy zimne mury zamczyska. Maszerowali d?ugo ciemnymi korytarzami w g??bi staro?ytnych murów. W powietrzu czu? by?o st?chlizn? i palone kadzid?o. Atmosfera stawa?a si? niezno?nie napi?ta, ucich?y wszelkie rozmowy i ?miechy, które nie tak dawno jeszcze go?ci?y w szeregach ?owców skarbów. Nagle rozleg? si? pisk Karolyn. Echo ponios?o go po ca?ym zamku, do ka?dej baszty i wie?yczki. Jednak, gdy inni kompani podeszli bli?ej, wzdrygn?li si? z obrzydzenia. Na sznurze, tu? przed twarz? przera?onej Karolyn, wisia? cz?owiek. Zwiotcza?y, nie ?yj?cy ju?, najpewniej od wielu tygodni. Co? strasznego niew?tpliwie dzia?o si? na zamku. Chmury nadci?ga?y z zachodu i zaczyna?y skrywa? gwiazdy i ksi??yc, które dawa?y cho? troch? ?wiat?a pozwalaj?cego w?drowcom znale?? szlak. Matijas wzi?? ukochan? w obj?cia i stara? si? ze wszystkich si? j? uspokoi?. Jednak by?o trzeba rusza?. Wi?c gdy Karolyn opanowa?a si? ju? nieco, poszli dalej podtrzymuj?c biedn? kobiet? i pomagaj?c jej i??. Dalej, ostro?niej ju?, sprawdzaj?c ka?dy zakamarek i mijaj?c z niepokojem ka?dy zakr?t doszli do siedliska wied?my. Ta, oparta o obronny mur, pichci?a, czarodziejski zapewne, wywar. W?drowcy, zm?czeni ju? podró??, zdecydowali zaryzykowa? i spyta? j? o drog?.

- Witaj wied?mo, jeste?my w?drowcami szukaj?cymi ambrozji. Wiemy, ?e znajduje si? niedaleko, jednak nie wiemy gdzie dok?adnie szuka?... – Osker zacz?? rozmow?. Chcia? mówi? dalej lecz obrzydliwa wied?ma przerwa?a mu wywód:

- Milcz b?a?nie. Jestem tu od niedawna, ale jako jedyna tu posiadam tajemn? wiedz?, czerpan? z ksi?g magicznych. Wiem o Was wszystko, znam wszystkie wasze b??dy. O biada wam, biada. Je?li jednak koniecznie chcecie czego? si? dowiedzie?, podejd?cie bli?ej. Potrzebuj? jednego ?ycia. W tym kotle znajduje si? wskazówka. Je?li wyci?gniecie j?, prze?yjecie i pójdziecie dalej, znaj?c dalsz? drog?. Jednak mo?ecie te? trafi? na trucizn?, która zrzuci na was chorob? lub ?mier?. Je?li nie skosztujecie wyci?gni?tego specja?u, zabij? ?mia?ka, który straci? odwag?. Macie trzy próby.

Po krótkiej naradzie wytypowano trzech odwa?nych. Pierwsza spróbowa?a Nenna. Trafi?a na oble?ny kawa? starego, surowego mi?sa. Zjad?a go jednak szybko, wzdrygaj?c si? przy tym nieco. Nast?pny, Osker, znalaz? tajemnicze nasienie. Skosztowa? go przy wszystkich wzbudzaj?c podziw zebranych. Na ko?cu przysz?a pora na Przemula. Ten barczysty ch?op, silny by? jak d?b. I cho? intelekt jego by? wielko?ci g?ówki szpilki liczono, ?e ??czy si? to z nieodzownym szcz??ciem. I racj? mi?li ci, co zaryzykowali jego ?ycie. Przymul wyci?gn?? spo?ród cuchn?cego wywaru zakl?cie. Na jego d?wi?k wied?ma pokaza?a dalsz? drog?, wzd?u? murów zamczyska. W?drowali wi?c dalej podniesieni nieco na duchu. Utwierdzeni w przekonaniu o prawid?owej drodze szli dziarsko, uwa?aj?c jednak nadal na liczne niebezpiecze?stwa, które kry? si? mog?y wsz?dzie. Po kilku godzinach drogi poczuli przenikliwy wiatr. Droga prowadzi?a w jego kierunku, w stron? jego ?ród?a. Po m?cz?cej wspinaczce dotarli do kryjówki Eola.

- O Eolu, wiemy, ?e posiadasz wiedz? na temat ambrozji, czy? nie tak? Pomo?esz nam w naszej tu?aczce?

Eol u?miechn?? si? z?o?liwie i zacz?? bryka? wokó? swego wora.

- Dobrze – powiedzia? – ale musicie wygra? ze mn? w ko?ci. Wygrana to wskazówka, przegrana to ?mier?.

Znów rozpocz??a si? narada. W ko?cu Magdyna zdecydowa?a si? heroicznie zaryzykowa? swe ?ycie. Eol wstrz?sn?? kube?kiem. Liczba oczek na 4 ko?ciach wynosi?a 13. Magdyna widzia?a szans? na wygran?. Potrz?sn??a kube?kiem i rzuci?a. Szybkie liczenie zawiod?o wszystkich. 11. ?mier?. Eol strzeli? mocnym wiatrem, który zabi? Magdyne natychmiast. Wszystkim szkoda jej by?o, jej s?owiczego g?osu i si?y mia?d??cej brzuchy, której nigdy nie oszcz?dza?a nawet dla swoich przyjació?. Matijas spróbowa? nast?pny. Wygra?, lecz przewrotny Eol nie widz?c w nim woli ?ycia zdmuchn? tak?e i jego. Nast?pny próbowa? Macej. Ten niepozorny ch?ystek dr?czony chronicznym katarem i wiecznie rzucaj?cy nie?piesznymi dowcipami zdoby? si? na ten akt po?wi?cenia. Wygra? trzema oczkami. Eol znów chcia? zdmuchn?? go z urwiska, ale ten zapar? si? i stanowczo kaza? Eolowi wywi?za? si? z umowy. Ten, niepocieszony, podarowa? im wór z wiatrami i wskaza? dalsz? drog?. Poszli wi?c. Niewiele pó?niej spotkali biedaka. Wymiotuj?c na przemian z piciem poprosi? ich o datek. Podarowali mu troch? cennego prowiantu. W zamian ofiarowa? im resztk? wina i powiedzia?:

- Tam, dalej, znajdziecie dwie wie?e. W jednej z nich znajdziecie stwora, dajcie mu wina a mo?e on co? wam powie.

Poszli wi?c. Po jakim? czasie szeroka droga zw?zi?a si? a chmury ca?kowicie ju? przes?oni?y niebo. Wiatr wzmóg? si?. Doszli jednak do wie?. Czas pewien zastanawiali si? czy i?? dalej czy jednak wej?? do ?rodka. W ko?cu zdecydowali si? zaryzykowa?. Przeskoczyli zrujnowany, zawalony mur i weszli na teren wie?y. Nagle wyskoczy? on. Mia? jedno olbrzymie, jarz?ce si? w ?wietle ksi??yca oko, wielkie stopy i olbrzymie ?apy uzbrojone w ci??ki miecz. Podró?nicy starali si? nawi?za? rozmow? jednak krwio?erczy cyklop nie chcia? im nic powiedzie?. Pocz?stowali go winem jednak to nie uspokoi?o potwora. Rozpocz??a si? walka. Dzielny Adamus rzuci? si? na wroga pierwszy. Za nim pozostali odwa?ni woje. Cho? po pewnym czasie uda?o mu si? go zm?czy? i o?lepi? straty by?y straszliwe. W wyniku walki Adamus zgin?? dzielnie broni?c towarzyszy. W wojennym zamieszaniu przedziurawi? si? te? wór z wiatrami od Eola. To by?a prawdziwa kl?ska. Jednak pielgrzymi postanowili nie wraca? i stara? si? przeby? dalsz? drog? bez podarku od boga wiatrów. Nadal jednak musi?li wyci?gn?? od cyklopa wiadomo?? o ambrozji. Uda?o im si? w ko?cu dowiedzie?, ?e za cmentarzem swój dom ma stara cyganka, która wró?y? mo?e i pomóc ka?demu. Jednak ta wskazówka by?a bardzo m?tna. Z dalszych negocjacji te? nie uda?o si? nic wyci?gn??. Gdy zrezygnowani chcieli ju? i??, cyklop poszed? spa?. Po upewnieniu si?, ?e maszkara ju? ?pi, w?drowcy przeszukali jego pieczar? i znale?li map?. Na razie nic im nie mówi?a wi?c zdecydowali si? szuka? wied?my dalej.

Szli wi?c niestrudzenie trudnym, wyboistym szlakiem. Doszli nad urwisko id?c przez ?rodek starodawnego cmentarza. D?ugo, oj zbyt d?ugo szli przed siebie. Znale?li w ko?cu pi?kn?, m?od? Cygank?. Ta ofiarowa? chcia?a swe us?ugi w zamian za jedno ?ycie. Na szcz??cie nie brak jeszcze bohaterów w armii tej by?o, Meliasa bez wahania zgodzi?a si? odda? ?ycie w zamian za pomoc. Tak te? uczyni?a. Cyganka zabieraj?c t? niewinn? dusz? uj??a d?o? Maceja i pocz??a wró?y?.

- Id?cie w dó?, wzd?u? muru – rzek?a – drog? do skarbca wskazuje, lecz strze?cie si? bo nie wiadomo co tam na was czatuje!

Podzi?kowali jej woje za pomoc i ruszyli dalej. Dotarli do groty gdzie spotkali wielu bogów i ludzi, którzy jak oni poszukiwali ambrozji. Postanowili po??czy? si?y. Rozgorza?? dyskusja nad kierunkiem dalszych poszukiwa?, Bogowie pomóc im nie chcieli, obserwowa? tylko mogli. Wi?c w?drowcy mapy swe z?o?yli i odkryli na niej miejsce swego pobytu. Zaznaczony te? by? punkt. Zacz?li wszyscy przeczesywa? okolic?. Pierwszy dzielny Osker, potem Macej, za nim Przemul i ca?a reszta. Jest, jest skrzynia! Przymul odnalaz? j? w?ród b?ota i trawy. Zeszli do groty, otworzyli j?. Ambrozja! Uzdrowili swych zmar?ych towarzyszy. Lecz nie koniec to by? przygód. Pociski nadesz?y z góry, miotane przez tubylców. Rzucili si? wszyscy do ataku a ci uciekli, nogi za pas wzi?li, ?e a? si? kurzy?o. Teraz ju? spokojnie ca?a ekipa wróci? mog?a i odpocz??.

Có? to by?a za gra terenowa! Strachy, duchy, a na koniec pyszna ambrozja! Na Pogorii doko?czyli?my reszt? s?odkiej nutelli jedzonej ?y?k? i do koi legli?my, aby mie? si?y na nast?pny dzie?.



Taniec cieni

Pami?tkowe zdj?cie grupowe

Kadra XVII Szko?y pod ?aglami

Wachta na oku

Ka?dy chce mie? zdj?cie na bukszprycie :)

Oficer Dominik i jego wachta

01.02.09 Pompeje, Herkulanum i Castellammare di Stabia

Jest pierwszy wiek naszej ery. Nad Pompejami wstaje nowy dzie?. Mieszka?cy budz? si? do ?ycia i wyruszaj? do pracy. Dzie? jak ka?dy inny. Na targu sprzedawane s? owoce, korale, gliniane naczynia, w knajpach przesiaduj? m?odzie?cy podjadaj?c drugie ?niadanie, a dzieci biegaj? wokó? ludzi bawi?c si? w berka. Nagle ziemia zadr?a?a. Wszyscy skierowali oczy w stron? nieba my?l?c, ?e pewnie kto? rozgniewa? bogów. Jednak to nie bogowie zes?ali na Pompeje swój gniew. To Wezuwiusz, który uwa?any by? za wielk? gór?, rozbudzi? si? po wielu latach snu i postanowi? pokaza? swoj? moc. To by?y u?amki sekund. Nagle niebo zasnu?a wielka czarna chmura, z której sypa? si? g?sty py?. Wezuwiusz plu? law?. Jego zbocza pali?y si?. Pot??ny j?zor ?aru poch?ania? wszystko co mia? na swojej drodze. Mieszka?cy Pompejów przera?eni zacz?li ucieka?. Szukali swoich rodzin i biegli ile si? jak najdalej od zbli?aj?cej si? katastrofy. Py? osadza? si? na ziemi i utrudnia? ucieczk?. Niektórzy kl?kali i b?agali bogów o przebaczenie. Jednak nie byli oni w stanie powstrzyma? potwora przed atakiem na niewinnych ludzi. Byli bezradni, a Wezuwiusz ?ciga? swoimi gor?cymi ramionami wszystkich.


Wezuwiusz gro?nie majaczy za horyzontem

Za?oga zwiedza Pompeje

Tragedia ta rozegra?a si? prawie dwa tysi?ce lat temu, a my dzisiaj odwiedzamy ruiny Pompejów i ogl?damy dokonania Wezuwiusza. Miasto musia?o by? niegdy? malowniczym miejscem, a Pompejanie zapewne wysoko rozwini?tym narodem. Domy budowane by?y z p?askich cegie? zamiast z kamieni, dwu lub trzypi?trowe z wieloma pokojami, kuchni?, toalet?, bawialni? i ogrodem. Ulice by?y w?skie i wymagaj?ce od obcokrajowców odpowiedniego rozstawienia kó? w wozach (co jaki? czas ustawiony by? na ?rodku ulicy okr?g?y kamie? przypominaj?cy nasze wspó?czesny pasy dla pieszych), a chodniki wysoko usytuowane, aby ?cieki wpada?y do podziemnej kanalizacji. Monumentalne termy by?y bardzo rozbudowanymi placówkami. Sk?ada?y si? one z kilku pomieszcze?, które odpowiednio oczyszcza?y cia?o i umys?. Przechadzaj?c si? ulicami staro?ytnego miasta dotarli?my do dzielnicy Ró?owych Latarni. Tam kobiety oddawa?y si? m??czyznom o ka?dej porze dnia i nocy. Co ciekawe by?y one utrzymywane z bud?etu miasta, ale ow? informacj? w przewodniku znale?li tylko ch?opcy :). Pompeje pe?ni?y równie? funkcj? kulturow?. Przyk?adem tego s? dwa amfiteatry oraz wielki stadion, na którym rozgrywa?y si? bitwy gladiatorów. W staro?ytnym teatrze Melisa, Kasia oraz Balonik pokaza?y nam swoje talenty. By?a gra na gitarze, piosenka Marylin Monroe oraz pokaz akrobatyczny. Talentem wykaza? si? równie? dyrektor naszej szko?y - Miki wyg?aszaj?c wiersz Andrzeja Waligórskiego pt. „Upiór”. Na stadionie nasi ch?opcy postanowili odzwierciedli? walki staro?ytnych gladiatorów. Wybiegli z przeciwnych stron i rzucili si? do walki. Ofiar niestety nie by?o, ale i tak by?o ciekawie. Gdzieniegdzie pola?a si? krew z ?okcia Piotrka, któr? nasz lekarz zdo?a? szybko zatamowa? . Na koniec ch?opcy popisali si? swoimi kszta?tnymi klatkami piersiowymi ustawionymi w równym rz?dzie. Zaskoczy? nas równie? „Fiku?ny” Maciej, który pokaza? nam swe zdolno?ci iluzjonistyczne. W sztuczce wykaza? si? chwilowym brakiem ko?ci w r?kach wyginaj?c je w przedziwny sposób. Nadal nie wiadomo, jak on to robi! Wycieczk? zako?czyli?my mi?ym spacerkiem w?ród staro?ytnych domów w Pompejach.


Syrakuzy - wyst?py w amfiteatrze


Syrakuzy - amfiteatr

Nast?pnego dnia z samego rana wyjechali?my na wycieczk? do Herculanum. Tu równie? zwiedzili?my staro?ytne miasto zasypane py?em wulkanicznym. W wielkiej kotlinie materia?u wulkanicznego wy??obionej przez w?oskich archeologów mieli?my okazj? zobaczy? najbogatsze staro?ytne miasto przypominaj?ce drogie kurorty. Mieszkali w nich najwa?niejsi przedstawiciele Imperium Rzymskiego. Miasto jest bardzo podobne do Pompejów z t? ró?nic?, ?e Herculanum posiada?o wi?cej o?rodków sportowych, m.in. basen i bie?ni? oraz znajdowa?o si? tu? nad morzem, gdy Pompeje by?y po?o?one wysoko na zboczu Wezuwiusza. Miasto to równie? by?o przepi?kne. Zaprowadzi? nas do niego sam konsul, od którego dostali?my ró?ne ulotki i mapy miasta zarówno staro?ytnego jak i wspó?czesnego, które rozci?ga si? teraz leniwie na wybrze?u. Wycieczk? zako?czyli?my czasem wolnym w Castellamare di Stabia przeznaczaj?c go na drobne zakupy, podziwianie widoków morza z promenady oraz degustacj? w?oskich specja?ów, czyli spaghetti i pizzy.

Wieczorem po przepysznej kolacji przygotowanej przez naszego wesolutkiego kuka Ma?ka pod pok?adem us?yszeli?my alarm manewrowy. Ka?dy chwyci? swoje szelki i wybieg? na pok?ad na swoje stanowisko. Silnik zapalony, cumy oddane, odbijacze schowane, ?agle rozwini?te i obieramy kurs na Rzym. Wiatr delikatny, wi?c ?egluga spokojna. Pozdrawiamy wszystkich, którzy uwa?nie ?ledz? losy dzielnych marynarzy z pok?adu pi?knej Pogorii.

Aleksandra Hasny-Nena, wachta I


 Siedz? sobie na w Castellammare di Stabia, przechodz? W?osi i pytaj? sk?d, dlaczego i jak. Dziwi? si?, ?e tu Polacy, Szko?a pod ?aglami. Mam idealny widok na Wezuwiusza. Jak przyp?yn?li?my, by?o na nim pe?no ?niegu, teraz zosta?a jedynie maciupe?ka plamka. Zachodzi s?o?ce i miasteczko przybiera teraz najlepsze kolory. Trzeszcz? portowe odbijacze, ?ycie tu si? toczy stokro? inaczej, akurat jest sjesta. Zastanawiaj?ce jest, co ci ludzie robi? w trakcie tego czasu, skoro maj? ?wirow? pla?? i promenad?, a nikogo tam teraz nie ma.

Tak jeszcze wspominam Pompeje z wczoraj i dzisiejsze Herculanum. Inspiruj?ce, ile wulkan wyplu? z siebie tej parz?cej substancji, by antyczny port by? teraz 700 m od morza i wiele metrów poni?ej powierzchni Ziemi. Dlaczego spotka?o to tamtych ludzi, którzy wierzyli, ?e trz?sienia ziemi to boskie znaki i przestrogi. Czy my te? jeste?my tak naiwni w swoich wierzeniach?

Moja wachta (nr 2) przejmuje dzisiaj kambuz: nakrywanie do sto?u, obs?uga posi?ków, zmywanie naczy?, mycie garów, mopowanie pod?óg, sprz?tanie kibelków, uzupe?nianie papieru toaletowego, odkurzanie itd. Starsza wachty musi przydzieli? zadania, sprawdzi? czy s? wszyscy, odnale?? si? w z?ych momentach, sprawdzi? klar, podj?? decyzje i wys?ucha? skarg, kiedy co? pójdzie nie tak..

Jak nie wstaniesz na ?niadanie, to pó?niej ju? go nie zjesz. Jak co? zbroisz, nie wyjdziesz w porcie w czasie wolnym. Nie wiem, czego to uczy, a jednocze?nie sobie my?l?: teraz konsekwencje, a wcze?niej wybory. Jest cudownie! Chocia? jak wróc?, to prze?pi? ca?y tydzie? i b?d? musia?a nadrobi? 2 tygodnie nauki w szkole :).

Melisa Ku?niar, wachta II


30.01.09 Jeszcze raz z Neapolu:

PIERWSZE ZMAGANIA WACHT 

Biegnie, p?dzi, jest ju? prawie u celu. Przemek schodzi z pierwszego gniazda, z do?u wszyscy z niepokojem patrz? na jego wyczyny. Doskonale wida?, jak jajo ledwo utrzymuje si? na kraw?dzi ?y?ki. Jeszcze chwila i hyc! Jajo leci w stron? pok?adu aby tam zamieni? si? w bia?o-?ó?t? pa?k?. Ale nie! Przemek w ostatniej chwili chwyta ten owoc p?odno?ci kury, p?dem wraca do poprzedniej bazy i znów puszcza si? w dó?. Przekazuje jajo dalej, a ono bezpiecznie dociera do celu. Prze?y?o, jako jedno z dwóch.

Trasa biegu: Najpierw z rufy do drabinek, po drabince do pierwszego gniazda, potem na gniazdo, dalej przeciwn? burt? w dó?. Na ko?cu finisz - z powrotem na ruf?.  

Sprawdzian z lin ju? za nami. Pod presj? trudno odtworzy? u?o?enie lin na pok?adzie w tak krótkim czasie. Jednak ka?dy ma ju? w d?oni karteczk?. Pokrzykiwania podpowiadaj?cych cz?onków wachty i próby mylenia przeciwników. W ko?cu fina?owy bieg Tadeusza wokó? statku, sprawdzaj?cy poprawno?? chwyconych lin w swojej wachcie. Wszystko dobrze? STOP. Jaki czas? Czy nast?pna wachta b?dzie lepsza? 

Czterech ludzi, trzecia konkurencja, dwóch naprzeciw siebie, jedna lina. Ola i Jerzy s? ju? naprzeciw siebie. Lewa r?ka przed sob? - na linie, druga trzymaj?c ko?cówk? szykuje si? do strza?u. Kamyczek szykuje gwizdek. Zacz?li. R?ce si? trz?s?, kto pierwszy podniesie je do góry? Nawet to nie gwarantuje zwyci?stwa. Wystarczy jedno szarpni?cie i w?ze? mo?e si? rozwi?za?. Gramy do 5 punktów. Zwyci?stwo – dwa, remis – jeden. W ko?cu fina?. Maciej i Jerzy. Po zaci?tej walce ko?czy si? rezultatem 5-3 dla Jerzyka.  

Ca?e zawody komentuje ochoczo Miki. Cho? powinien by? komentatorem obiektywnym wyrywa mu si? czasem okrzyk nacechowany sympati? do swojej, pierwszej wachty. Oficerowie i nauczyciele obserwuj?, licz? czas, pilnuj? ?eby wszystko by?o sprawiedliwe. 

W ko?cu s? wyniki. Po wyrównanej walce miejsce pierwsze zajmuje wachta II (9pkt.), drugie - wachta I (8 pkt), trzecie - wachta IV (7 pkt), czwarte - wachta III (6 pkt). To jeszcze nie koniec. Do ko?ca rejsu czeka nas jeszcze kilka tajemniczych konkurencji, a na ko?cu oficerowie zmierz? si? mi?dzy sob? aby zapracowa? na punkty dla swojej wachty. Jak to si? sko?czy? 
 

Maciej Rotowski, wachta III


29.01.09

XVII SPZ


     Kilka dni temu mieli?my okazj? odpocz?? w przepi?knym porcie Catania na Sycylii, po jednym z d?u?szych odcinków ?eglugi. Ku uldze za?ogi choroba morska zosta?a tylko niemi?ym wspomnieniem.

     Przed wyp?yni?ciem nasza jak?e pomys?owa kadra zorganizowa?a nam zawody wacht. Musieli?my si? wykaza? zarówno zr?czno?ci?, inteligencj? jak i poczuciem humoru. Ca?a zabawa zacz??a si? od wyst?pu Micha?a oraz Fiku?nego Macieja, którzy musieli wykupi? kilka swych rzeczy. Nast?pnie Miki (ubrany w bardziej artystyczno-francusk? ni? ?eglarsk?) czapeczk? og?osi? standardowy bieg z jajem. Startowali?my pierwsi. Trasa zosta?a obstawiona przez dzielnych marynarzy i zacz??o si?. Pierwszy odcinek polega? na zwyk?ym przej?ciu/przebiegni?ciu/przeczo?ganiu si?/etc. (niepotrzebne skre?li?) z jajkiem po?o?onym na ?y?ce, a ?y?k? w ustach. Posz?o jak z p?atka, pó?niej zacz??y si? schody. Kolejny zawodnik z ?y?k? i jajkiem u?o?onym dok?adnie w ten sam sposób musia? wdrapa? si? na.. marsa (pierwsz? baz? w super niebezpiecznej drodze na maszt). Oskar da? sobie rad? i pa?eczk? przej?? Super Przemo. Pod koniec schodzenia z rei zdekoncentrowa? si? zapewne pod wp?ywem silnych emocji (adrenalina, te sprawy), jednak nie straci? zimnej krwi, z?apa? jajo, wróci? si? na gór? i pokona? ten jak?e trudny odcinek jeszcze raz, bez zb?dnych komplikacji. Udowodni?, ?e ma jaja J. Nasz czas - oko?o 3 minut. Druga wachta te? poradzi?a sobie perfekcyjnie, mia?a lepszy czas od nas J.  Jerzy, nale??cy do 3. wachty, chc?c jak najszybciej dotrze? na met? i nie chc?c powtórzy? b??du Przemka dos?ownie po?kn?? swoje jajko. Chyba nie by?o za dobre, bo wr?cz prawie zeskoczy? ze sporej wysoko?ci pluj?c jajem za burt?. Miki ca?y czas podgrzewa? atmosfer? i w chwili, gdy osi?gn??a ona temperatur? wrzenia nasz biedny oficer straci? g?os. Musieli?my si? wykaza? jeszcze znajomo?ci? lin i zdali?my ten egzamin z najlepszym czasem. Po tej szalonej bieganinie przyszed? czas na rewolwerowców. Dwaj zawodnicy stali obok dwóch kra?ców liny i musieli jak najszybciej zawi?za? na sobie w?ze? ratowniczy. Publiczno?? by?a skupiona, ale czu? by?o napi?cie w powietrzu. T? oto najtrudniejsz? konkurencj? po kilku dogrywkach wygra? Jerzy. Odta?czy? cudowny taniec godowy utrzymuj?c, ?e by? to taniec dzikiej rado?ci. Miki powoli odzyskiwa? g?os, a my zacz?li?my przygotowywa? si? do ponownego wyj?cia w morze.

     Nazajutrz nasze kochane morze przygotowa?o nam cudowne powitanie. Wia?o niemo?ebnie, choroba morska niczym zaraza wdar?a si? na pok?ad ?aglowca. Skutecznie unieruchomi?a cz??? za?ogi w kojach. Koszmar powróci?. Przypad? nam kambuz i niestety pracowa?a tylko po?owa grupy. Oczywi?cie bardzo intensywnie dbaj? tutaj o nasz? edukacj?, wi?c programowy dzie? szkolny odby? si? normalnie. Na fizyce biedny Ada? robi? przerwy ?ródlekcyjne, by odda? ho?d Neptunowi. Przed wej?ciem do portu (warunki negocjowa? nasz dzielny Miko?aj) przesta?o buja?, wi?c kambuz wróci? do gry z bardzo du?ym zapa?em. Jeste?my teraz w marinie i z obaw? zastanawiamy si? czy choroba morska powróci…

Parzelka – Aleksandra Parzelska, wachta I


XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ
XVII SPZ

XVII SPZ


Raport nr 3

Misja:     SP? XVII

Kryptonim:    RZE? NIEWINI?TEK

Cel:     PRZETRWANIE

Wroga formacja nr 1:   POSEJDON

Jednostka P?ywaj?ca:  STS POGORIA

Agenci do zada? specjalnych:

     Micha? ?api?ski AKA „Mi?”- oficer

     Aleksandra Strukowicz AKA „Lipton”- starsza wachty

      Katarzyna ?redniawa AKA „ Katarina”, „Herkules”

     Aleksandra  S?ota AKA „S?otka”

     Katarzyna Wirzeska AKA „Wirek”

     Magda Dobrowolska AKA „Madzias”

     Piotr Czerniakowski AKA „Picia”

     Adam Wo ? AKA „Wosiu”

     Jan Dziekiewicz AKA „Niezb?dny”

     Micha? Kurczab AKA „ Frodo”

     Tadeusz  Grzelczak AKA „Teddy”

     Jerzy Jaraczewski AKA „Je?yk” 

Do dowództwa:

Starszy Wachty „Lipton” melduje:

Mieli?my poblemy z ??czno?ci?, w zwi?zku z tym raport sk?adam z tak znacz?cym opó?nieniem. Rekrutacja bowiem rozpocz??a si? ju? dnia 16.01 b.r. Kadeci pochodzili z terenu ca?ej Polski, jednak mimo pocz?tkowych trudno?ci, zostali?my desantowani na teren wroga ju? z dniem 17.01 b.r. Oddzia?ów uderzeniowych uformowanych zosta?o cztery. Kiedy pozna?am cz?onków mojego, zw?tpi?am w powodzenie misji. To by?y harde ch?opaki i twarde kobity, jednak w wi?kszo?ci ‘?wie?ynki’, bez do?wiadczenia w terenie. Oficer natomiast by? wymagaj?cy i ju? pierwszego dnia da? to wszystkim jasno do zrozumienia.

Katarina :

Od pocz?tku wiedzia?am, ?e nie b?dzie lekko. Ale w?a?nie do takich warunków mnie szkolono , twardo?? i twardzielowato?? to podstawa przetrwania. Jednak warunki i zapalczywo?? wroga przeros?y moje naj?mielsze oczekiwania. Ju? w nocy po pierwszej dobie zmaga?, pozna?am bezlitosne oblicze walki. Musia?am pa?? na kolana i odda? ho?d (i pó? obiadu) na rzecz wrogiej formacji . U reszty oddzia?u sytuacja nie wygl?da?a wiele korzystniej. Na nogach i w pe?nej mobilizacji utrzymywali si? zaledwie Teddy, Madzias i S?otka. Przyznaj?, nie spodziewa?am si? po nich takiej hardo?ci, wygl?dali mi na "mi?tkie" kluchy. 

Madzias:

Hahahaha < ?mieje si? szyderczo> „mi?tkie” kluchy?! Kiedy ja ju? podejmowa?am si? trudnych misji, oko w oko z wrogiem, oni robili jeszcze w galoty. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, kolejne dni pokaza?y, ?e nawet ta banda niedo?wiadczonych m?okosów jest w stanie przystosowa? si? do trudnych warunków w jakich przysz?o nam funkcjonowa? .

P?yn?c naszym okr?tem podbili?my  Monako, a nast?pnie obrali?my kurs na Sycyli? (znane siedlisko mafii).  Walka z ?ywio?em spowodowa?a wzmocnienie wi?zi w naszym „teamie”. ?o?nierze nabywali do?wiadczenia i nauczyli si? wspó?pracowa?. 

Lipton:

Nasze kolejne pole walki to by?o istne piek?o! Okaza?o si?, i? wróg jest równie silny na l?dzie co i na morzu. Zaatakowali ze zdwojon? si?? w momencie i w miejscu, w którym najmniej si? ich spodziewali?my. Kiedy ca?a grupa agentów (sk?adaj?ca si? z czterech oddzia?ów), wyruszy?a na rekonesans terenu, padli?my ofiar? zasadzki, w efekcie której najbardziej ucierpia? mój oddzia?. Mimo zachowania wszelkich ?rodków ostro?no?ci, podczas zabezpieczania wulkanu Vulcano, uleg?am os?abieniu mobilno?ci, poprzez skr?cenie ko?czyny dolnej, jednak dzi?ki natychmiastowej i profesjonalnej pomocy oby?o si? bez jej amputacji. Oczywi?cie, wywar?o to zdecydowanie pejoratywny wp?yw na skuteczno?? naszej grupy, jednak zawsze s? dwie strony medalu i my?l?, ?e to chwilowe os?abienie, w efekcie wzmocni?o ?o?nierzy. Pokaza?o im, ?e nie zawsze b?d? ich nia?czy? i czasami na froncie zostan? sami, zdani na ?ask? wroga, za jedyn? bro? maj?c swe umiej?tno?ci, i zaufanie jakie mog? pok?ada? w „teamie”. Musz? tak?e przyzna?, ?e Madzias idealnie wywi?za?a si? ze swojej tymczasowej funkcji jak? pe?ni?a – zast?pcza starsza. Mo?e nawet za idealnie… musz? mie? si? na baczno?ci…. 

S?otka:

Nie no, przyznaj? nie jest ?atwo, jednak nawet starcie na Volcano to kpina w porównaniu z pocz?tkowymi trudno?ciami, które mia?y miejsce w pierwszej fazie naszej misji. Wróg przedosta? si? do wn?trza tkanki szpiegowskiej. Mieli przewag? liczebn?, atakowali zewsz?d, nieprzerwanie i bez wytchnienia. Wpierw przeprowadzili atak frontalny, ‘pomidory z cebul?’ by?y bezlitosne, szturm by? niespodziewany i nie uda?o si? go odeprze?. Korzystaj?c z naszego zaskoczenia natychmiast po nich ruszy?o mleko, wprowadzaj?c  powszechne przera?enie, poniewa? okaza?o si?, i? mimo zachowania wszelkich ?rodków ostro?no?ci, od d?u?szego czasu ukrywa?o si? na terenie naszego obozu – w ‘lodówce’, czekaj?c na odpowiedni moment do bezpo?redniej konfrontacji. Pokry?o niczym fal? obejmowan? przez nas pozycj? – ‘kambuz’. I cho? wydawa?o si?, i? nie mamy ?adnych szans, to poma?u uda?o nam si? prze?ama? ich szeregi. Wtedy jednak w?a?nie przysz?y chwile grozy. Otworzyli?my ‘puszk? Pandory’ – sól, pieprz i cukier – ?mierciono?na kombinacja morderców, wojowników i  zawodowych ?o?nierzy, wysypa?a si? na nas niczym piasek w czasie piaskowej burzy. W chwil? pó?niej nast?pi?a finalna akcja, ‘sos pomidorowy helmans’ dos?ownie roztrzaska? nas w drobny py?. D?ugo nie mogli?my si? po tym pozbiera?, byli wsz?dzie, opadali?my z si?, jednak cudem opanowali?my sytuacj?. My?l?, ?e g?ównie dzi?ki koordynacji i sprawnej pracy w grupie. Nie trzeba oczywi?cie dodawa?, i? pomimo pocz?tkowego zawodu, nasz oficer ostatecznie przyzna?, ?e nie by?o lekko i poradzili?my sobie z tym, jak na ?o?nierzy przysta?o. 

Wosiu:

W Catanii posz?o ju? spoko. Wzi?li?my ich z zaskoczenia i cho? nasza pozycja nie by?a najlepsza to odnie?li?my mega sukces, i w ko?cu mogli?my uderzy? w zas?u?on?, mega kim?. Tera jest git. 

Katrina:

Niestety w Catanii te? odby?o si? zdarzenie, którego wszyscy si? troch? cykali, ale z drugiej strony, nie mogli?my si? ju? doczeka?. Chcieli?my ju? porówna? nasze umiej?tno?ci z reszt? oddzia?ów, no bo w ko?cu jeste?my najlepsi, nie? W tym w?a?nie celu ruszy?a akcja o kryptonimie „Zmagania Wacht”. Ka?dy oddzia? mia? zosta? poddany szeregowi prób, które mia?y na celu wy?oni?cie najsprawniejszej ekipy.  Adrenalina buzowa?a. Jednak wspólnie uzgodnili?my, ?e lepiej u?pi? czujno?? naszych rywali z konkurencyjnych oddzia?ów.  Robili?my wi?c co w naszej mocy ?eby wypa?? najgorzej, i pomimo wielu niekontrolowanych przeb?ysków (których nie da unikn?? przy tak wy?wiczonej sprawno?ci jak? mamy) uda?o nam si? zachowa? nasze prawdziwe umiej?tno?ci w sekrecie, ale by?o ci??ko. 

Madzias:

Kolejnym naszym celem by? Neapol, ale ze wzgl?du na niesprzyjaj?c? nam aur? musieli?my ruszy? na podbój miasteczka znajduj?cego si? nieopodal Neapolu. Cel okaza? si? by? ?atwy do zdobycia. Jeste?my bezpieczni. Ale co b?dzie dalej? To si? oka?e…. 

Lipton:

O dalszym rozwoju sytuacji na froncie, b?dziemy informowa? dowództwo (w miar? mo?liwo?ci) na bie??co. 

 

Z pok?adu okr?tu STS Pogoria,

Wachta (Oddzia? Uderzeniowy) III  (Madzias, Lipton, Herkules)


XVII SPZ

XVII SPZ
XVII SPZ

XVII SPZ


27.01.09

Monako po?egna?o nas s?o?cem.

Za nami Monte Carlo, miasto kasyn rzucone na nadmorskie ska?y, ze swoim jasnym portem luksusowych ?odzi.

Przed nami otwarte morze, 5 dni ci?g?ej ?eglugi w stron? Sycylii i s?ony smak morskiej przygody na naszej wys?u?onej brygantynie.

?ycie staje si? powoli taktem wybijanym przez okr?t. Wachta zmienia si? w naszych towarzyszy, oficer w przyjaciela i autorytet, Pogoria w dom. Ka?dy dzie? p?ynie swoim niezmiennym rytmem, przy którym gubi si? czas. Który dzi? dzie?? Jakie to ma tutaj znaczenie. Szcz??liwi czasu nie licz?.

Niech tylko drogi czytelnik nie pomy?li, ?e to rutyna. Nic bardziej mylnego. Pomimo tego rytmu (nios?cego w sobie niezniszczaln? pewno?? jutra) ka?dy kolejny dzie? jest przygod?.

I z ka?dym kolejnym dniem znikaj? kolejne problemy.

O chorobie morskiej nie pami?ta ju? nikt.

Po 2 dniach ko?ysanie przesta?o przeszkadza? w codziennych czynno?ciach.

Po 3 dniach sta?o si? czym? normalnym.

Gdy po 5 dniach postawili?my stop? na sta?ym l?dzie pewnie poczuli?my si? dopiero z powrotem na okr?cie.

Wiem, ?e powinienem zda? w tym miejscu relacj? z post?pów w rejsie ale… prawda dla jest taka, ?e tutaj po prostu trzeba by? by zrozumie?.

Pisanie o tym rejsie jest jak ta?czenie o architekturze.

Bo, drogi czytelniku, pióro nigdy nie odda tego co tu zobaczyli?my i prze?yli?my chocia?by podczas tych 5 dni.

Tutaj co dzie? chcia?o by si? krzycze?: Trwaj chwilo! Trwaj!

Gdy wrócimy b?dziemy mówi? o tym etapie podró?y. O rytmie dnia, o wspólnej walce z morzem i wspólnych zwyci?stwach, o spracowanych d?oniach. Snute b?d? opowie?ci o klarowaniu ?agli wysoko na rejach masztu, o delfinach id?cych w zawody z Pogori?, o wybrze?ach Sardynii zasnutych mg?? i wspinaczce na wulkan na wyspach Liparyjskich, o tych 5 dniach morskiego ?ycia.

Ale prawda i tak pozostanie taka sama. To wszystko tak naprawd? zrozumiej? tylko ci, którzy s? tutaj teraz ze mn?. Ci którzy prze?yli to samo.

Bo jak, jak nam pisa? o tym, jak s?odko po ci??kiej nocy smakuje ?wit ko?o Korsyki?

Mateusz Cytrowski, wachta IV



Dzie? kolejny. Dzi? relacja specjalna. 24 stycznia, jeste?my wci?? w drodze, po krótkim pobycie na liparyjskiej wyspie. Na pok?adzie STS Pogoria powsta?o studio redakcyjne zajmuj?ce si? audiowizualn? dokumentacj? rejsu. W tych, b?d? co b?d? prymitywnych warunkach, pracujemy nad upami?tnianiem naszych wspomnie?, odczu? i emocji. Ja, Oskar Borkowski i Przemys?aw Barcikowski po?wi?camy dziennie co najmniej jedn? godzin? na prac? nad projektem. Godzina, wydawa?o by si? czas nied?ugi. Lecz bior?c pod uwag? ilo?? wolnego czasu to godzina (a niejednokrotnie czas d?u?szy) sp?dzona na kr?ceniu, równa jest odebraniu nam godziny snu. Praca nie idzie jednak na marne. Jak b?d? si? mogli Pa?stwo przekona?, z ka?d? relacj? nabieramy do?wiadczenia. Niestety, jako?? filmów nie jest najlepsza. Ca?y czas jednak staramy si? pozyska? lepszy program do monta?u materia?u, który pozwoli? by nam przekszta?ci? nagrania z kamery. Profesjonalnie z?o?ona ca?o?? b?dzie dost?pna prawdopodobnie dopiero jaki? czas po zako?czeniu rejsu. Tym niemniej pozostawmy na chwil? sprawy nowo za?o?onego studia i skupmy si? na bardziej tradycyjnym, pisemnym przekazie…

Maciej Rotowski , wachta IV


Raca, raca na horyzoncie! Patrzcie, wida? delfiny!

Co? si? dzieje mimo wszystko. Pozorna monotonia rejsu nie daje si? we znaki. Choroba morska te? ju? po?egna?a pok?ad naszego ?aglowca, wi?c i humor wszyscy maj? lepszy. Kucharz pewnie si? cieszy, bo na posi?ki popyt jest wielki. Co z tego, ?e po?owa przewidzianego pokarmu trafia na stó? i antypo?lizgow? bia?? siatk?. Ka?dy przewrócony kubek czy porcja surówki na spodniach to powód do szczerej weso?o?ci. Tylko biednym kambu?nikom nie jest do ?miechu. Starcie sto?u, niby nic, ale po myciu t?ustej brytfanki i wyszorowaniu sterty garów, ka?dy bonus jest irytuj?cy. Powa?na kadra stara si? zapanowa? nad posi?kowym chaosem. Nawo?uj?, ba, strasz?: Nie krzyczcie bo b?dzie buja?o! ?miech na sali, ale za?oga cichnie kryj?c pod sw? weso?o?ci? zak?opotanie po zruganiu przez naszego kierownika. Rzecz si? dzieje nies?ychana, morze jakby tak?e poczu?o si? w obowi?zku pos?uchania zalece? Miko?aja i milknie na kilka chwil. Jednak, tak jak i za?oga, szybko zapomina, ?e zosta?o zbesztane i dalej hula? zaczyna ze zdwojon? si??. Lewo, prawo, a? przez bulaje wida? morskie tonie. Wspó?miernie do up?ywu dni, pierwotna weso?o?? przeistacza si? w znu?enie.

To by? dzwonek na lekcje. W mesie oficerskiej z Kamyczkiem, w mesie za?ogowej z Misiem, w klasie z Dominikiem.

Ha, lekcje. Co? nowego. Có? si? b?dzie dzia?o? Dziwna sprawa, buja we wszystkie mo?liwe strony, a nam ka?? ku?. Okazuje si?, ?e nie taki diabe? straszny… Odyseusz sp?dza? upojne noce przez osiem lat z nimf? Kalipso, Newton wymy?li? sekstant, a Diogenes ?a?owa?, ?e nie tak ?atwo zaspokoi? g?ód jak inne ludzkie pop?dy. Porównuj?c ten czas z godzinami przesiedzianymi w szkolnej ?awie jest ca?kiem interesuj?co. Tu i tam da si? zauwa?y? b??dny wzrok uczniów, opadaj?ce bezwiednie powieki. Tylko jedna my?l ko?acze im si? w g?owie: Spa?!

Trzeba sklarowa? bombramsla, potrzebne cztery osoby.

Has?o najbardziej chyba po??dane i budz?ce silne emocje w?ród za?ogi. Kto tym razem? Temu kto? ukrad? pe?ne szelki, inny próbuje zerwa? si? z bosma?skiej wachty. I jak tu ma by? sprawiedliwie? Limitu przekroczy? nie sposób, po cztery, w niektórych przypadkach 6 osób na rej?. A ch?tnych wi?cej ni? miejsc. T?ocz? si? i k??bi? wokó? drabinek, staraj?c si? wzrokiem z?apa? kieruj?cego akcj? oficera i bezg?o?nie przekaza? mu: mnie wybierz, mnie prosz?! Nauczka na przysz?o??. S?yszysz, ?e na reje, to wdziewaj migiem szelki i nie afiszuj si? ze swym zamiarem pod pok?adem. Tak mi?o jest podynda? i powi?za?, ach, och, ach. Jest kilku sprawiedliwych, którzy swe pe?ne szelki podaruj? tym, którzy nie wchodzili tyle wcze?niej. Chocia? ch?? u nich zawsze okazuje si? by? nieco mniejsza.

Ale? tu ?mierdzi zgni?ym jajem! Ale siara!

Vulcano, to jest to. Po pi?ciu dniach i na l?dzie si? kiwamy. Mi?o poczu?, ?e stoimy na porz?dnym gruncie, cho? pocz?tkowo jako? nam dziwnie. Nie wiadomo co ze sob? zrobi?. Sta?. Sta?. Nawet si? trzyma? nie trzeba, ni o ?ciany opiera?. Wystarczy sta?.

?migamy do krateru. Widoki coraz ?adniejsze, nasz pu?ap coraz wy?szy. Nie taka ?atwa ta kamienista droga. Krater wielki wspó?miernie do zniewalaj?cego fetoru w miejscach, gdzie siarkowodór bia?ym, k??biastym dymem opuszcza czelu?cie monumentalniej góry. Fota, fota, fota, w kiesze? po kamyczku i w dó?: Pogoria czeka. Obowi?zkowo postój w spo?ywczym by uzupe?ni? zapasy wszelkich s?odko?ci i pok?adowych przysmaków. Hajda, ponton i ?ajba!

Czwarta wachta w stroju nawigacyjnym proszona na pok?ad

No jak to! Ledwie wrócili?my a tu ju? nam p?yn?? trzeba? Nie w g?owie nam dyskusje z oficerem. Warunki podobno maj? by? kiepskie wi?c ciep?y ubiór obowi?zkowy. I na pok?ad. Niespodzianka, ju? p?yniemy! Jak to? No tak, silnik. Jednak silnik to nie ?agiel, wi?c go na foksztaksla zmieniamy chy?o. Jak b?dzie, jakie prognozy? Wszyscy s? ciekawi co czeka nas przez nast?pne kilkana?cie, kilkadziesi?t godzin. No wi?c co? I po chwili wszyscy wiemy. Radio przepowiedzia?o. Wiatr oszcz?dza? nas nie b?dzie. Ale ile? Do 10B.

Wieje wsz?dzie, zimno wsz?dzie, co to b?dzie? Walka b?dzie.

Ps Ironia ironi?. Atmosfera i rejs s? fenomenalne…

Maciej Rotowski , wachta IV



Witamy wszystkich z pok?adu pi?knej, mokrej, czystej (wzgl?dnie), troszk? zardzewia?ej, dzielnej, fenomenalnej, zjawiskowej, wytrzyma?ej i niesamowitej w ka?dym calu POGORII!

Jako, ?e nasi wspó?za?oganci napisali ju? du?o o swoich prze?yciach, my w przyp?ywie weny twórczej, która przysz?a do nas podczas wielogodzinnej przeprawy z Monte Carlo na Vulcano, postanowi?y?my stworzy? dzie?o, które ka?dego czytelnika wprawi w …(sami zobaczycie!)

W imieniu wachty IV opisujemy nasze wspólne do?wiadczenia. Zak?adamy, ?e wszyscy znaj? melodie szant, wi?c nasza piosenka b?dzie przeróbk? jednej z nich - Ta?cowanie. Zapraszamy wi?c wszystkich do wspólnego ?piewania!


Kiedy wachty nie masz, kiedy spa? ci pozwol?
W koi si? przewracasz i jest nieweso?o
Kiedy wci?? za burt? sk?adasz ho?d Neptunowi
Pami?taj nie poddawaj si? z?emu humorowi

Ref.:  Patrz, patrz, podziwiaj to i ty
Spraw, by Pogorii ?agle w gór? sz?y
Na oku dzielnie stój, w nawigacji te?
Ster mo?esz wzi?? kiedy tylko chcesz

Gdy ósemka wieje i reja si? chwieje
Przed jedzeniem we wszystkich budz? si? nadzieje
Lecz na obiad znów jest puree ziemniaczane
To nic, bo i tak zwrócimy to danie

Ref.: Patrz, patrz, podziwiaj to i ty
Spraw, by Pogorii ?agle w gór? sz?y
Na oku dzielnie stój, w nawigacji te?
Ster mo?esz wzi?? kiedy tylko chcesz

Kiedy nazw lin nie umiesz, kiedy wyj?? nie pozwol?
Kiedy ster Ci ucieka, kiedy nogi bol?
Kiedy jest Ci zimno i do domu ju? chcesz
Zapomnij o wszystkim i u?miechnij si?!

Ref.: Patrz, patrz, podziwiaj…


?yczymy mi?ej zabawy i zach?camy do ?ledzenia kolejnych relacji regularnie tworzonych przez naszych wspó?za?ogantów.

Karolina Drabek i Magda Drapella, wachta IV


26.01.09

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ

XVII SPZ


21.01.09

Dzi? chyba trzeci dzie? rejsu. Chyba, bo aby okre?li? dat?, ka?dy potrzebuje chwili namys?u. Jak powiedzia?a Karolina „generalnie czas jest jak jedna, wielka breja”. ?yjemy na wachty, nie na dni.

Za nami pierwszy przelot, z Livorno do miasta po?o?onego na wzgórzu, s?yn?cego z pla?y i hazardu: Monte Carlo. Mimo aktywnego trybu ?eglarskiego ?ycia znajdujemy te? czas na zwiedzanie. A musimy dzia?a? nadzwyczaj intensywnie – czas postoju w porcie i tak nie wystarczy na skorzystanie ze wszystkich atrakcji i zwiedzenie ka?dego miejsca, które by cz?owiek chcia? zobaczy?. Ale wró?my na chwil? do pocz?tku.

Pierwszy dzie? nie pozostawi? nam z?udze? – czasu na nud? nie b?dzie. Zaj?cia rozpocz??y si? niemal natychmiast. Starczy?o jednak czasu na chodzenie po rejach. A ch?tnych nie brakowa?o! Ka?dy chyba wszed? chocia? na pierwsz? platform?. Po wst?pnym rozlokowaniu si? na Pogorii, rozdzieleniu wacht, wst?pnym powitaniu i próbie przyswojenia nowych, ?eglarskich informacji, ruszyli?my na miasto. Nie bardzo wiedzieli?my gdzie skierowa? swoje kroki, wi?c szwendali?my si? uliczkami, spotykaj?c mi?dzy innymi grupk? gro?nie wygl?daj?cych czarnoskórych, stoj?cych dzielnie na stra?y pó?ki z krakersami w supermarkecie. Pó?niej, wchodz?c w mniej o?wietlon? cz??? miasta doszli?my do tajemniczych ruin. Niewiele my?l?c wdrapali?my si? na szczyt pozosta?o?ci muru. Przemek tak si? rozochoci?, ?e musieli?my go odci?ga? od stoj?cej nieopodal rury po której koniecznie chcia? zjecha? na dó?. Zdziwili nas spaceruj?cy z ma?ymi dzie?mi ulicami po pó?nocy.
Wrócili?my na statek, nie znajduj?c odpowiedniej dla nas kawiarni w jakiej mogliby?my spokojnie wypi? co? ciep?ego.
Zapoznali?my si? wi?c z pok?adowymi wiktua?ami jakie serwowa? nam kucharz. Aby opisa? ich warto?? kulinarn? wystarczy powiedzie?, ?e chleb do kolacji by? gor?cy i nadzwyczaj mi?kki. Poszli?my spa?, aby wcze?nie rano wsta?.
Na szcz??cie by?em cz?onkiem wachty, która sta?a przy trapie przed pobudk? i nie zosta?em zerwany z ?ó?ka przera?liwym d?wi?kiem dzwonka alarmowego. Teraz tylko ?niadanie i p?yniemy.

Wszyscy starali?my si? dzia?a? sprawnie i cho? by? to pierwszy dzie? ?eglugi posz?o nam dosy? dobrze. Jeste?my wi?c na morzu! Z pocz?tku panuje wszechobecny entuzjazm i niemal wszyscy upajaj? si? na pok?adzie ?wie??, morsk? bryz?, rozkoszuj? widokiem fal i ogromnej przestrzeni. Niestety, powód jaki sk?ania nasz? dzieln? za?og? do pozostawania na ?wie?ym powietrzu szybko si? zmienia. Z pocz?tku kilku pionierów a nast?pnie ju? niemal ca?a za?oga odczuwa dolegliwo?ci zwi?zane z dzia?aniem b??dnika. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, zostali?my powitani przez morze sztormem. Ju? po kilku godzinach mogli?my zobaczy? w dzienniku jachtowym, w rubryce ‘si?a wiatru’ dumnie stoj?c? i wypr??aj?c? oba swoje brzuchy ósemk?. Mogli?my poczu? pot?g? morza i bryzgi s?onej wody na twarzy. Hej ho, godzina po godzinie p?ynie nam rejs. Mimo przenikliwego ch?odu, a mo?e w?a?nie po to aby si? rozgrza?, zacz?li?my ?piewa? szanty. Po kilku wybitych szklankach czas zacz?? si? d?u?y?. A ?e im ch?odniej, tym czas wolniej nam lecia?, musieli?my si? w sobie mocno zebra? i dzia?a? dalej. I tak w ko?cu, po kilku zwrotach, kilku m?cz?cych przebrasowaniach i niskofrekfencyjnych posi?kach, po ci??kiej nocy wchodzimy do portu. Zm?czeni, ale zadowoleni. Ale nie w g?owie nam odpoczynek. Nie spa?, zwiedza?!

Na pocz?tek oceanarium. Ryby i inne dziwne stwory, które zamieszkuj? morskie tonie wywar?y na cz??ci z nas spore wra?enie, innych pewnie nudzi?y, cho? by?o co ogl?da?. Od malutkich krewetek, przez, zdawa?o by si? zdeformowane, ryby po gatunki wi?ksze i wyra?nie mi?so?erne. Powrócili?my na kolacj? a po niej znów na miasto.
Na pocz?tku trafili?my do Carrefour'a. Niby nic specjalnego, poza tym wyj?tkiem, ?e aby do niego trafi? trzeba by?o zjecha? wind? w g??b ska?y i przeby? kawa?ek drogi tunelem. Potem szybkim krokiem (aby wróci? na czas) poszli?my na poszukiwanie s?awnego w Monte Carlo kasyna - oczywi?cie w celu zwiedzania. Pogoda nadal nie sprzyja?a. Na przemian pada?o, si?pi?o, pada?o, si?pi?o… Ale my si? deszczu nie boimy i kasyno znale?li?my.

Kilka pami?tkowych zdj??, których wykonanie wspomóg? mi?y pan z obs?ugi który obdarowa? parasolem wydelegowanego przez nas fotografa i postanowili?my mimo wszystko spróbowa? wkroczy? do ?rodka. Tak wi?c ja, Przemek i Magda jako delegacja cz??ci grupy, któr? si? wybrali?my ochoczo przest?pili?my pierwszy próg. Z drugim by?o gorzej. Podszed? do nas pan w s?u?bowym stroju i poprosi? o dowód. Niestety, mimo stara? Przemka przekonuj?cego, ?e ma 18 lat, drugi raz nie zostali?my wpuszczeni. Mi?o by?o jednak poogl?da? luksusowe samochody parkuj?ce przed wej?ciem. Okr??n? drog?, robi?c po drodze mnóstwo zdj??, powrócili?my na Pogori? i po ?piewach z gitar? i zaci?tej grze w karty, poszli?my spa?. Wszyscy z wyj?tkiem tych, którzy pilnowali trapu. Tak w bardzo du?ym skrócie rysuj? si? pierwsze dni naszego pobytu na statku. Jutro z rana opuszczamy Monako, kraj którego mieszka?cy nie mog? gra? w kasynie ani je?dzi? motorami na benzyn? o 22.

Maciej Rotowski, wachta III
wspó?praca redakcyjna:
Oskar Borkowski, wachta I
Przemek Barcikowski wachta I




20.01.09

Jak ju? zosta?o napisane: 18 stycznia rozpocz?? si? rejs. A jak rozpocz?? si? rejs, to i choroba morska… „Pawiowanie”, „be?tanie", wymioty. To tylko niektóre ze sta?ych zaj?? wi?kszo?ci za?ogi i temat wszystkich rozmów. Niestety mamy te? inne obowi?zki… By?o ci??ko, szczególnie, ?e pod wieczór i noc? wia?a (podobno) „ósemka” (8 w skali Beauforta), a fale wlewa?y si? na pok?ad. Byli i tacy co spadali z koi. Nie musz? wspomina?, ?e kolacja i ?niadanie w tych dniach nie cieszy?y si? powodzeniem… Pierwsza doba ?eglugi da?a nam nieco w ko??.

Na szcz??cie 19 stycznia, przed obiadem morze nieco si? uspokoi?o i wi?kszo?? z nas zacz??a wraca? do formy. Tylko wiatr i deszcz nadal utrudnia?y nam ?eglug?. W ko?cu dop?yn?li?my do jednego z najbardziej „bananowych” miejsc na naszym globie, czyli Monte Carlo. Przywita? nas deszcz, jednak nie przeszkodzi? w wyprawie do oceanarium. Osobi?cie mówi?c: nic wyj?tkowego, prócz tego, ?e grunt nieco buja? si? pod nogami…

W tej chwili zbieramy si? powoli do spania, z pewnym niepokojem patrz?c w kierunku najbli?szych dni, z których przynajmniej cztery up?yn? w podró?y w kierunku Sycylii…a kapitan na apelu zapowiedzia? podobna pogod? i si?? wiatru.

Jakub Wi?niewski, wachta II


XVII Sp?

XVII Sp?

XVII Sp?

XVII Sp?

XVII Sp?

XVII Sp?

XVII Sp?










19.01.09


Po d?ugiej podró?y autobusem dojechali?my do portu w Livorno. Po przerzuceniu rzeczy z autobusu na Pogori? odby? si? krótki apel, podczas którego zostali?my podzieleni na wachty i rozdzieleni do kabin.
Od momentu przyjazdu, przez ca?y dzie?, mieli?my krótkie szkolenia o zachowaniu na jachcie, bezpiecze?stwie, o linach i ?aglach.
Wi?kszo?? uczestników czeka?a z niecierpliwo?ci? na wej?cie na maszt.
Moja wachta obs?uguje dziób Pogorii, dlatego musieli?my troch? poczeka?. W mi?dzyczasie uczyli?my si? stawia? nasze sztaksle oraz brasowa? reje. Wieczorem doczekali?my si? wej?cia na maszt. Prze?ycie niesamowite, tym bardziej ?e w porcie ludzie przez ca?y czas obserwowali nasz? ?ódk?.
Pod wieczór po kolacji dostali?my czas wolny, a ?e pogoda by?a bardzo ?adna, chyba ka?dy uczestnik skorzysta? z mo?liwo?ci pochodzenia po Livorno.
Od 2000 do 2400 moja wachta pilnowa?a statku (wachta trapowa) i jako ?e by?o to pierwsze "pilnowanie", sporo osób "pilnowa?o" razem z nami.
Rano obudzi? nas dzwonek. Po zjedzonym ?niadaniu rozleg? si? sygna? do opuszczenia statku. Wszyscy wybiegli z kamizelkami ratunkowymi na pok?ad.
By?y to tylko ?wiczenia.
Po ?wiczeniach wyp?yn?li?my z portu w kierunku Monte Carlo. Pierwsze manewry dostarczy?y wielu emocji, ka?dy z uwag? s?ucha? polece? swojego oficera. Rozpocz?? si? rejs.

Wojtek Niedzielski, wachta I


Grotsztaksel


17.01.09
Za?oga XVII Szko?y pod ?aglami szcz??liwie dojecha?a do Livorno. Dzi? odby?o si? intensywne szkolenie, jutro rano planowane jest wyj?cie w morze, w kierunku Monte Carlo.

W tym miejscu b?dziemy na bie??co umieszcza? relacje i zdj?cia nades?ane przez uczestników XVII Sp?.